Stacja Podkowa Główna, lata 30. XX w. (ze zbiorów Pawła Stala)
Salon miasta na kółkach
Elektryczna Kolejka Dojazdowa (dziś WKD) pierwszy raz wyjechała na trasę 11 grudnia 1927 r. Bez kolejki nie byłoby Podkowy. Stanowi ona kręgosłup miasta ogrodu i sprawiła, że urzeczywistnić mógł się slogan reklamowy: „Pracujesz w mieście, mieszkasz na wsi”. Budowę kolejki finansowała spółka, której udziałowcem był koncern Siła i Światło – założony w 1918 r. i należący do największych w międzywojennej Polsce. Pamiątkowy znaczek ze starym wagonikiem EKD Przed wojną stacja początkowa kolejki znajdowała się w centrum Warszawy na Nowogrodzkiej, a tory zaczynały się metr od skrzyżowania z Marszałkowską. Kolejka rozpędzająca się do 70 km na godzinę wydawała się supernowoczesną strzałą w porównaniu z sapiącymi, wąskotorowymi ciuchciami łączącymi Warszawę z Markami, Wilanowem czy Piasecznem. Kolejką przed laty jeździli niemal wszyscy mieszkańcy Podkowy. Tutaj się spotykali, a wagoniki zamieniały się w rodzaj ruchomego salonu miasta. Po wojnie EKD upaństwowiono i zmieniono jej nazwę na Warszawską Kolej Dojazdową. Kilka lat temu kolejkę przejął od PKP samorząd, a stacje prezentują się o wiele lepiej niż do niedawna. |
Do centrum Podkowy najlepiej dojechać kolejką WKD. Wysiadamy na stacji Podkowa Główna. Cena biletu z Warszawy do Podkowy – 6 zł
To najbardziej efektowna stacja kolejki. Powstała w 1927 r. Ma murowany budynek i drewnianą wiatę. Całość utrzymana jest w stylu uzdrowiskowym.
Za budynkiem stacji po prawej stronie przy ul. Świerkowej zobaczymy niepozorne baraki mieszczące Miejski Ośrodek Kultury (ul. Świerkowa 1). Mieszkańcy Podkowy powtarzają, że zbudowali je w 1944 r. stacjonujący tu żołnierze węgierscy. O podkowiańskim MOK-u zrobiło się głośno w latach 90., gdy kierował nim poeta i krytyk literacki Piotr Mitzner, współzałożyciel „Karty”. Drzwi ośrodka otworzył dla alternatywnych grup artystycznych. Organizował wystawy, spektakle, pokazy filmów. Z Polski zjeżdżały tu na koncerty zespoły punkrockowe. Mitzner zaprosił też do współpracy uchodźców z Armenii. Nad tym żywiołem nie zawsze jednak był w stanie zapanować. Głośne imprezy i prowokacyjne afisze sprawiły, że działalność MOK-u podzieliła mieszkańców. Niekonwencjonalny dyrektor musiał odejść. Dziś koniecznie musimy tu obejrzeć wystawę pokazującą wille i mieszkańców Podkowy.
Zanim wybierzemy się na spacer główną ulicą Podkowy, zawróćmy, przechodząc przez przejazd kolejowy. Przejdźmy kilka kroków ul. Brwinowską i skręćmy w lewo w Słowiczą
Po prawej stronie, zaraz za budynkiem urzędu pocztowego przy Słowiczej 2, zobaczymy gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Supernowoczesny, funkcjonalistyczny budynek z charakterystycznymi kominami zaprojektowali Jerzy Szanajca i Bohdan Lachert. Mieścił centralę telefoniczną i mieszkanie służbowe. Inne, bliźniaczo podobne stacje automatów telefonicznych Lachert z Szanajcą zaprojektowali dla Milanówka, Grodziska i Pruszkowa.
Spod gmachu poczty zawracamy do przejazdu kolejowego. Przechodzimy przez niego i idziemy teraz prosto ul. Jana Pawła II, która do niedawna nosiła nazwę ul. 1 Maja, a wcześniej Żółwińskiej. To prawdziwa aleja obsadzona po obydwu stronach drzewami.
Na rogu Jana Pawła II i Akacjowej stoi efektowna wieża stacji transformatorowej. Druga podobna znajduje się niedaleko Stawiska.
W parterowym pawilonie przy ul. Jana Pawła II 3 natkniemy się na kawiarnię Weranda Café (czynne 10-22). Obok znajdziemy też księgarnię potwierdzającą inteligencki charakter miejscowości. Tu kupimy wiele wydawnictw o Podkowie Leśnej, m.in.: „Podkowiański Magazyn Kulturalny”, kolejne numery „Rocznika Podkowiańskiego” i „Wspomnień Podkowiańskich” (otw. pon.-pt. 11-19, sob. 10-14).
Ks. Kantorski pozwolił na granie w kosciele muzyki beatowej.
Na zdjęciu stoi z zespołem Trapiści, fot. Ryszard Rzepecki
Proboszcz inny od wszystkich
„Od chwili pojawienia się w Podkowie ksiądz Leon [Kantorski] stale robił coś nowego, innego niż proboszczowie w innych parafiach. Wybudował plebanię, wznowił przedwojenny zwyczaj święcenia samochodów, wprowadził soborowy sposób odprawiania mszy świętej twarzą do wiernych, pozwolił młodym grać muzykę beatową w kościele, co rozsławiło Podkowę na cały kraj, urządził ogród przy kościele. A przede wszystkim zajął się młodzieżą, której umiał zaufać i która Jemu ufała. (…) Ksiądz bywał szorstki, wymagający, a czasem miewał ciężką rękę. Znana była historia o jakimś szczególnie trudnym rozrabiace, którego ksiądz w końcu zaprosił za budkę z gazetami. Po chwili pierwszy wyłonił się ksiądz, energicznie wycierając ręce o sutannę, a po nim delikwent, czerwony na twarzy z potarganą głową”. Jolanta Fortini-Morawska, „Nasz proboszcz”, „Wspomnienia podkowian”, t. 2. |
Po lewej stronie przy Jana Pawła II 7 widzimy kościół pw. św. Krzysztofa – patrona automobilistów. Budynek raczej nie zachwyci nas architekturą, za to otaczający go ogród nie ma sobie równych. Parafia założona została przed wojną przez księdza Bronisława Kolasińskiego. Maleńki początkowo budynek z 1933 r. zaprojektował architekt Bruno Zborowski, autor m.in. pierwszej kolonii WSM na Żoliborzu. Realizację wspomagał finansowo Aeroklub i Automobil Klub Polski. Prezbiterium ozdobiły witraże Jana Rosena ukazujące świętych. Wyczytamy na nich odnoszące się do świętych fragmenty wierszy poety Rafała Miłaszewskiego pochodzące z tomiku „Gest wewnętrzny”, a także odnajdziemy logo Aeroklubu i Automobilklubu. Niezwykłym zabytkiem są schody do kościoła. Powstały z bloków granitowych wyrwanych ze schodów rozebranego w 1926 r. soboru na placu Saskim (Piłsudskiego) w Warszawie.
31 lipca 1964 r. parafię objął ksiądz Leon Kantorski jako „wikariusz z pełnią władzy proboszcza w sferach duchowej i materialnej”. Odtąd kierował parafią przez ćwierć wieku. Rozbudował kościół (często budując bez zezwolenia władz) i odmienił parafię w Podkowie, sprawiając, że miejscowy kościół należał do najbardziej otwartych w Polsce. Od lat 70. ksiądz aktywnie wspierał też działaczy opozycji, a w latach 80. kościół stał się prawdziwym centrum niezależnego życia kulturalnego i opozycyjnego. W 1980 r. w świątyni zorganizowana została głodówka w proteście przeciwko uwięzieniu Mirosława Chojeckiego, członka KOR-u i organizatora podziemnych wydawnictw. Księdza Kantorskiego nachodziła wówczas SB. W ogrodzie znalazł się m.in. pierwszy w Polsce pomnik katyński nazywany Kalwarią Polską i zaprojektowany przez rzeźbiarza i performera Jerzego Kalinę. W latach 80. przy kościele działała też niezależna galeria.
Ważnym wydarzeniem było wmurowanie w 1983 r. w kościele tablicy upamiętniającej 30. rocznicę powstania węgierskiego w 1956 r. Był to pierwszy tego rodzaju akt upamiętnienia powstania w naszej części Europy. Inicjatorem powstania tablicy był Akosz Engelmajer – w latach 1990-95 ambasador Węgier w Polsce (dziś jest mieszkańcem Podkowy).
Zupełnym unikatem jest otaczający kościół ogród wymyślony przez księdza Leona Kantorskiego. Został pomyślany jako zielone przedłużenie świątyni. Jego części odnoszą się do symboliki sakralnej. Znajdziemy tu ogród biblijny i ptasi raj. Po ogrodzie przechadza się paw, a w stawie pływają złote rybki i żółwie.
Otaczający kościół św. Krzysztofa ogród miał być zielonym przedłużeniem świątyni, fot. Tomasz Wawer / AG |
Jeżyk z przykościelnego ogrodu, fot. Tomasz Wawer / AG |
Wielki myśliwy
Stanisław Lilpop, współzałożyciel Podkowy i ojciec Anny Iwaszkiewiczowej, to postać niezwykle barwna. Bajecznie bogaty, był synem współwłaściciela największej warszawskiej fabryki Lilpop Rau i Loewenstein. Po ojcu dziedziczył majątek Brwinów wraz z folwarkiem Wilhelminów. Był przemysłowcem, założycielem Warszawskiej Spółki i Fabryki Nabojów, a jego największą pasją było myślistwo. Polował nie tylko w swoich lasach. Jeździł do Afryki na safari, prezesował Polskiemu Związkowi Stowarzyszeń Łowieckich. Padł ofiarą wielkiego kryzysu. Gdy jego fabryka splajtowała, w 1930 r. popełnił samobójstwo. —fot. Muzeum w Stawisku |
Wielki, biały budynek przy ul. Modrzewiowej 45 (na rogu Jana Pawła II) na przedwojennych fotografiach zdaje się stać pośrodku pustej polany, dziś otaczają go drzewa. To dawny murowany pałacyk myśliwski Stanisława Lilpopa, powstały jeszcze przed 1914 r. W latach międzywojennych pałacyk należał do rodziny Gayczaków i został przebudowany. Kazimierz Gayczak, dyrektor techniczny w koncernie Siła i Światło, należał do pionierów elektryfikacji polskich miast. Kończył szkołę przemysłową w Bielsku na Śląsku Austriackim, potem politechnikę w Darmstadt. Pracował przy uruchamianiu elektrowni w Dreźnie i Petersburgu oraz Łodzi. Gdy wygrał konkurs na projekt elektrowni w Krakowie, zbudował ją i przez 11 lat był jej dyrektorem. Odszedł z niej na skutek rozbieżności zdań co do przyszłości krakowskich sieci energetycznych. Zaprojektował wówczas m.in. elektrownię w Sierszy i został jej pierwszym dyrektorem. Według Małgorzaty Wittels to w domu inż. Kazimierza Gayczaka na wspólnym spotkaniu zaproponowano dzieciom, by dla rozrywki wymyśliły nazwy niektórych mniejszych uliczek w Podkowie. Miało się to odbyć według przyjętego już wcześniej podziału na dzielnice (w czterech częściach Podkowy mamy ulice ptasie, zwierzęce, dendrologiczne i botaniczne). Według innej tradycji autorstwo większości ulic przypisuje się pisarzowi i felietoniście Benedyktowi Hertzowi.
Dawny pałacyk myśliwski Stanisława Lilpopa, fot. Tomasz Wawer / AG |
Pomalowany na orzechowo parterowy drewniak przy Jana Pawła II 14 mieści dziś sklep Zabytek z gazetami, drobiazgami i karmą dla psów. To najstarszy budynek w Podkowie. Jest też ostatnim budynkiem letniska Stanisławów powstałego w latach 70. XIX w. obok folwarku Wilhelminów, a ciągnącego się wzdłuż obecnej ulicy Lipowej – najpiękniejszej alei w Podkowie. Warto dodać, że w jednym z dawnych budynków folwarcznych, dziś już przebudowanych, mieści się urząd miasta.
Drewniany budynek przy ul. Jana Pawła II – najstarszy w Podkowie, fot. Tomasz Wawer / AG |
Z Jana Pawła II skręcamy w prawo w ulicę Lilpopa
Przy Lilpopa w głębi posesji widzimy piękny drewniany dom z werandą w stylu szwajcarskim (adres ul. Iwaszkiewicza 7). To Aida z ok. 1900 r. Była początkowo domkiem myśliwskim Stanisława Wilhelma Lilpopa. Do historii przeszła jednak jako pierwszy dom młodych małżonków – Anny z Lilpopów i Jarosława Iwaszkiewiczów, którzy w latach 1922-28 zjeżdżali tu na letnisko. U Iwaszkiewiczów częstym gościem bywał Karol Szymanowski. Sypiał w gabinecie na czerwonej kanapie. To był najsłynniejszy mebel Aidy – nazywany czerwonym, starym gratem. Sypiali na nim też inni goście – Antoni Słonimski i Jan Lechoń. „Jedyną rozrywką sportową, jaką mogliśmy dać naszym gościom w Aidzie był starty angielski krokiet (nie krykiet!) rozstawiony koło domu. Szymanowski szalenie zapalił się do tej gry (…). Ze Słonimskim, z moją żoną, z Rytardami, z kuzynem mojej żony, doktorem Lilpopem grywał w krokieta całymi godzinami, przejmując się i gorączkując jak dziecko” – wspominał Iwaszkiewicz w książce „Spotkania z Szymanowskim”. Lechoń w grze oszukiwał, przesuwając ukradkiem kule.
Aida, fot. Tomasz Wawer / AG |
Tu w trakcie dyskusji z Szymanowskim miał zrodzić się pomysł Iwaszkiewicza napisania sztuki „Lato w Nohant”, tutaj też zaczął pisać „Brzezinę”.
W Aidzie Szymanowski tworzył balet „Harnasie”. Jerzy Libert w pokoju na górce pisał tu „Litanię do Marii Panny”, a Antoni Słonimski wiersz „Lampa”. Po powstaniu Podkowy i budowie domu Iwaszkiewiczów na Stawisku Aidę kupiła rodzina Jankowskich. Dziś zaś budynek należy do rodziny Klatów. To jeden z wielu podkowiańskich domów, które raz na jakiś czas otwierają swe ogrody dla wszystkich. Tu organizowany jest „Labirynt Filozoficzny”, którego adresatami są zarówno dzieci, jak i dorośli, którzy w formie zabawy nawiązują dialog z myślą filozoficzną.
Stojąc przed budynkiem zwróćmy uwagę na werandę ozdobioną misternymi rzeźbami z drewna, wyobrażającymi dwa ziejące smoki-ptaki. Pierwotnie weranda znajdowała się na osi budynku. Już w naszych czasach została przeniesiona na elewację od strony ul Lilpopa.
Na trasie Aidy: Jarosław Iwaszkiewicz z siostrami Anną i Heleną oraz żoną Anną, która trzyma córkę Marynię, 1924 r. fot. Muzeum w Stawisku
Pełne zwierza bory
„Jeszcze kolejka elektryczna nie przecinała lasów [Podkowy], a całość, zgrupowana naokoło podwórza, które posiadało przepiękną romantyczną stodołę z wielkim gotyckim oknem u szczytu, sprawiała wrażenie czegoś dzikiego i o sto mil od miasta leżącego. Las, który wielką podkową otaczał staroświeckie podwórze, wydawał mi się prawie dziewiczym i naprawdę był piękny. Stare sosny i dęby rosły tu w wielkiej obfitości. Mój przyszły teść – wielki i znany myśliwy – gospodarował na tym kawałku mając na widoku tylko polowanie. Pełno więc tutaj było zwierzyny, a i sam las pomyślany był raczej jako park myśliwski niż jako gospodarstwo leśne” Goście Aidy „Odwiedzali nas często na tym pustkowiu przyjaciele jak Antoni Słonimski, Staś Baliński, Olek Landau, Roman Jasiński, któremu zawdzięczam poznanie mojej żony, przyjaciółka mojej żony Irena (…) Łępicka, a wreszcie Karol Szymanowski i Jerzy Liebert. Dziwnie wyglądały na tle prymitywizmu » Aidy «w cieniu wielkich sosen lasu, jaki się zaczynał tuż za werandą, takie czysto paryskie osoby jak Gustaw Taube czy pani Casella. Kiedyś cały dzień spedził u nas Gilbert Jean-Aubry, przyjaciel, tłumacz i biograf Józefa Conrada” |
Naprzeciwko Aidy przy Lilpopa 7 widzimy piękny, drewniany dom o znakomitych proporcjach i odeskowanych elewacjach. – Nasz budynek ma już ponad sto lat. Powstał gdzieś za Bugiem z modrzewiowych bali. Jeszcze przed wojną został rozebrany i przywieziony do Podkowy – opowiada pani Jolanta. Dom ma dość nietypowo umieszczone ganki wsparte na drewnianych kolumienkach. Znajdują się one w dwóch narożnikach po przekątnej budynku. Wewnątrz dumą właścicielki jest zachowana obudowa kuchni węglowej.
Idąc ul. Lilpopa dochodzimy do parku Miejskiego
’Pożegnania’ z kasynem
W Kasynie rozgrywają się epizody dwóch powieści – „Pożegnań” Stanisława Dygata i „Pierścionka z końskiego włosia” Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Tak o dumie Podkowy pisał Dygat: „Nie było chłodnika, kurcząt, ani lodów. Właściwie nie było nic. Siedzieliśmy samotnie na tarasie tak zwanego Kasyna w Podkowie Leśnej, a głupkowaty kelner zachowywał się jak ktoś, komu niespodziewanie zwaliła się na głowę święta rodzina. Myślami krążył tęsknie dokoła krzesła, na którym przed chwilą drzemiąc czytał gazetę, i na wszystkie pytania odpowiadał zatopiony w marzeniach. – Co można dostać? – Dostać? Nic jakoś nie ma. (…) Nie chciało nam się ruszać z tego tarasu, było przytulnie w zamkniętym kole drzew, pachniało lasem” |
Niegdyś było to miejsce bardzo zadbane, a w stawie można było popływać na wypożyczonej łódce. Dziś jest to bardziej las sosnowo-dębowy z na poły dzikimi alejkami. Zajmuje 14 hektarów.
Dziś park Miejski jest bardziej dzikim lasem, fot. Tomasz Wawer / AG |
Pośrodku, między drzewami, zza ogrodzenia wyłania się przed nami imponujący dach Kasyna (Lilpopa 16). To najwspanialsza budowla Podkowy. Dwupiętrowa, murowana, zwieńczona wieżyczką wyrastającą ponad piramidalny dach. Po bokach ujęta jest mniejszymi dachami – namiotami, a od frontu poprzedza ją otwarta galeria z tarasem. Wszystko to upodabnia budowlę do barokowych pawilonów myśliwskich i europejskich domów zdrojowych. Mieszkańcy Podkowy przekonują jednak, że architekt wzorował się na budowlach uzdrowiskowych z Vichy.
Budynek Kasyna, fot. Tomasz Wawer / AG |
Projektantem budynku z 1927 r. był znany warszawski architekt Juliusz Dzierżanowski. Nazwa Kasyno nie miała nic wspólnego z grami hazardowymi. To główna budowla publiczna miasta ogrodu. Swoje duże kasyna miały też letniska w Konstancinie i Otwocku, a miniaturowe kasyno powstało w Aninie. W Kasynie w Podkowie działał klub sportowy, restauracja i kawiarnia. Bywała tu śmietanka towarzyska miejscowości. Przykładem przedwojennych rozrywek w Podkowie był jesienny rolly paper – automobilowa pogoń za lisem organizowana przez Automobilklub Polski w ostatnią niedzielę sierpnia. „Po zakończeniu zawodów, których triumfatorem był kapitan Aleksander Seńkowski na maszynie Citroën, w Kasynie urządzono wspólny obiad” – donosił „Tygodnik Illustrowany” z 1930 r. Po wojnie budynek został upaństwowiony. Mieściła się tu szkoła podstawowa, a potem ośrodek szkoleniowy PSS Społem. Miasto pawilon odzyskało dopiero w 1994 r. po wyprowadzce Społem. Od tego czasu przez ponad dziesięć lat zabytek stał pusty, a władze planowały nawet jego sprzedaż, co spotkało się z protestami mieszkańców. Jednak kilka lat temu władze Podkowy na rewaloryzację zabytku pozyskały pieniądze unijne i zamierzają zamienić go w centrum kultury. Obecnie remont dobiega końca.
Dzięcioł mieszkający przy ul. Lilpopa, fot. Tomasz Wawer / AG |
Wracając spod Kasyna, przechodzimy koło suchego jak pieprz zagłębienia będącego niegdyś stawem i szukamy tu żółtego szlaku. Gdy już go odnajdziemy, idziemy nim w lewo przez las. Po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do ul. Parkowej i skręcamy nią w prawo.